Recenzja filmu

Wizyta (2015)
Michael Madsen

(Nie)proszeni goście

Choć dzieło duńskiego reżysera zakrawa na wytwór bujnej wyobraźni, zyskuje zaskakująco solidne oparcie w rzeczywistości. Madsen zrealizował w końcu swój film we współpracy ze znajdującym się w
W swoim nowym filmie Michael Madsen przygotowuje mieszkańców Ziemi na odwiedziny naprawdę niecodziennych gości. Tytułową wizytę składają nam w końcu przybysze z kosmosu. Zrodzona w umyśle duńskiego reżysera wizja takiego spotkania wywołuje mieszankę lęku i ekscytacji. Madsen jednakowo radykalnie odżegnuje się zarówno od naiwnego optymizmu a la "E.T.", jak i katastroficznego tonu "Dnia niepodległości". Nie ma wątpliwości, że znacznie większy wpływ niż Spielberg i Emmerich wywarł na Duńczyka Stanley Kubrick. Nie bez powodu w kilku scenach "Wizyty" na ekranie rozbrzmiewają  przywołujące na myśl "2001: Odyseję kosmiczną" walce Johanna Straussa. Tak jawne odniesienia do Kubricka nie wynikają bynajmniej z twórczej pychy i chęci porównywania się z mistrzem. Zamiast tego wyrażają raczej tęsknotę Madsena za – kojarzoną z "Odyseją" – intelektualną odmianą kina science fiction. Wyrastająca z takich inspiracji "Wizyta" broni się jednocześnie jako filmowy poemat i filozoficzna medytacja.



Choć dzieło duńskiego reżysera zakrawa na wytwór bujnej wyobraźni, zyskuje zaskakująco solidne oparcie w rzeczywistości. Madsen zrealizował w końcu swój film we współpracy ze znajdującym się w Wiedniu biurem ONZ do spraw Przestrzeni Kosmicznej. Korzystanie z wiedzy zatrudnionych w placówce uczonych nie oznacza jednak, że "Wizyta" przypomina nudny wykład. Zaproszeni przed kamerę naukowcy nie przytłaczają swoją wiedzą i powstrzymują się od hermetycznego żargonu. Z zaskakującą pasją opowiadają za to o przewidywanym przebiegu spotkań z obcymi, prywatnych obawach i oczekiwaniach, a także zaplanowanych do wdrożenia działaniach. W przeprowadzonej przez Madsena symulacji rzeczywistości nie brakuje także gorzkiego humoru. Szczególnie zabawnie wypada w "Wizycie" kontrast pomiędzy abstrakcją wpisaną w koncept przybycia kosmitów a konkretem biurokratycznych procedur, które trzeba by w tym przypadku uruchomić. 



Potencjalnych scenariuszy związanych z pojawieniem się przybyszy z kosmosu "Wizyta" oferuje zresztą bez liku. Eksperyment Madsena, choć niezwykle wymyślny, ani przez moment nie przekracza granic kina dokumentalnego. Łatwo zorientować się więc, że konwencja science fiction to wyłącznie kostium, istoty pozaziemskie stanowią metaforę Innego, a sam film przypomina test naszych reakcji na spotkanie z nieznanym. W dzisiejszych okolicznościach łatwo wyobrazić sobie obcego jako kogoś w rodzaju uchodźcy, jednostkę wzbudzającą aroganckie poczucie wyższości i łatwo poddającą się zdominowaniu. Jeszcze ciekawiej wygląda jednak inna perspektywa. W wielu momentach "Wizyta" wydaje się podszyta marzeniem o nieoczekiwanym spotkaniu, które wytrąci zachodni świat z letargu, natchnie go nową energią i uchroni od zgnuśnienia. Brzmi absurdalnie? Być może, ale z całą pewnością lepiej, by za ową misję wzięli się kosmici niż islamscy radykałowie z sarkastycznej "Uległości" Houellebecqa.
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?